Niebo usiane dziś było chmurami, kłębiastymi, większymi i mniejszymi, w odcieniach bieli i popielu. Po wczorajszych ulewach dzień wstał słoneczny lecz dość chłodny. Zaparkowałam auto na podjeździe przy stajni i skierowałam swoje kroki ku siodlarni. Przygotowałam sprzęt i z uwiązem przewieszonym przez ramię udałam się na padok. Wdrapałam się na wzgórze i zgoniłam stado na dół. Dziś na swojego rumaka wybrałam Dobara, na którym robiłam postępy na początku mojej jeździeckiej kariery. Po zbiegach kosmetycznych dosiadłam mojego rumaka i ruszyłam przed siebie. Lubię Dobcia za ten stoicki spokój z jakim idzie w teren i za energię, choć lata młodości ma już za sobą. Stępowaliśmy przez okoliczne łąki, kłusowaliśmy w sadach i w polach kukurydzy. Na ściernisku zafundował mi galop tak szybki, że miałam wrażenie że osiągnęliśmy prędkość światła. Jechaliśmy wśród słomianych bali, śliwkowych drzewek błyskających fioletem, wśród smukłych krzewów kukurydzy. Kopytka Dobara chrzęściły na ściernisku, stukały na ubitym podłożu i znaczyły ślady na podmokłej ziemi. Uszy strzygły z zaciekawieniem łowiąc polne dźwięki. Słońce raz nam towarzyszyło, innym razem chowało się za chmury,a chmury wędrowały po nieboskłonie grając własny spektakl. Wróciłam do stajni zrelaksowana i z apetytem na więcej. Dobciu nieco zmęczony ale myślę, że i zadowolony z faktu, że przewietrzył kopytka.
Niedawno minęły dwa lata odkąd zaczęłam moją jeździecką karierę. Nie spodziewałam się, że zajmie w moim sercu tak ważne miejsce. Dlaczego tak szczególnym uczuciem darzę tę pasję??? Żaden ze sportów, które kiedykolwiek uprawiałam nie dawał mi kontaktu z żywym stworzeniem, ze stworzeniem które myśli i z którym musisz nauczyć się współpracować. Jeździec i koń w trakcie treningu stają się jednością, zależą od siebie nawzajem i ściśle z sobą współpracują. czy wyobrażacie to sobie??? Myślę, że warto samemu przekonać się i spróbować.
Dziś mam dla was deser, całkiem zimny, a właściwie to całkiem zmrożony. Kiedy go przygotowywałam było upalnie, nie mogłam przewidzieć, że pogoda spłata mi figiel. Skosztowałam go jednak i muszę przyznać, że wyszedł bajecznie. A co to za deser??? Mrożona wersja banoffee pie, mrożony deser pełen bananów, herbatników i czekolady. Prawdziwa pychotka, jeżeli lubicie banoffee pie koniecznie wypróbujcie ten przepis
składniki:
400 g słodzonego mleczka skondensowanego
400 g jogurtu naturalnego
250 ml słodkiej śmietanki 30%
3 łyżki cukru pudru
ponadto:
2 banany
100 g herbatników
40 g płatków czekoladowych (użyłam Decorady)
Przygotuj podłużną foremkę w kształcie rynienki lub podłużną keksówkę. Dno oraz boki wyłóż folią spożywczą. Śmietankę ubij na sztywno z cukrem pudrem. Mleczko i jogurt wymieszaj w misce ręczną trzepaczką. Dodaj ubitą śmietankę i delikatnie wymieszaj. Masę przelej do foremki.
Banany pokrój na plasterki, herbatniki pokrusz. Równomiernie rozłóż banany, herbatniki i płatki czekoladowe na masie. Delikatnie wciśnij łyżką aby dodatki równomiernie się rozłożyły w foremce. Wygładź wierzch i wstaw deser do zamrażarki na co najmniej 5 godzin, a najlepiej na całą noc.
Gotowy deser krój na grube plastry i podawaj polany sosem toffi.
baaardzo dawno nie jadłam już deseru w tym stylu, wiec chętnie bym spróbowała :)
OdpowiedzUsuńJakie cudeńko :) Bosko wygląda :)
OdpowiedzUsuń