czwartek, 31 sierpnia 2017

Hello jesień- Pierniczkowy pudding z karmelizowaną pomarańczą




Koniec sierpnia, schyłek lata, jutro przywitamy wrzesień. Codziennie ubywa dnia, wieczorem coraz szybciej się ściemnia. Poranki wstają niespiesznie w towarzystwie mgieł i rosy. Szczerze mówiąc ostatnie noce były takie zimne że przeprosiłam się z ciepłą flanelową piżamą.
Dziś wczesnym rankiem zapakowałam do auta Angelinę oraz wiklinowy koszyk i pojechałyśmy do lasu. Spacer dobrze nam zrobił, ja dotleniłam się, Angelina wyhasała. Nazbierałam bukiet wrzosu, zaprosiłam do koszyka kilka borowików i stadko kurek. Do domu wróciłam lekko zmarznięta ale za to wściekle głodna. Potrzebowałam czegoś pysznego, czegoś rozgrzewającego, czegoś co dałoby mi komfort. Gdy mój wzrok omiótł półkę i napotkał paczuszkę piernikowych serc wpadłam na pomysł, że zrobię pudding. Szybko przygotowałam składniki, szast prast i pudding zapiekał się w piekarniku. W międzyczasie karmelizowałam pomarańcze po cichu licząc że pudding lada chwila będzie gotowy. Musicie wiedzieć,że kiszki grały mi marsza a woń wydobywająca się z piekarnika wcale mi nie pomagała. Pudding wyszedł boski, jesienny ideał na rozgrzanie ducha i ciała. To będzie pozycja do której często będę wracać.
Pomysł na pudding to mój #przepisnakopernika, jeszcze tylko do północy możecie zgłaszać swoje propozycje na stronie Fabryki Cukierniczej Kopernik więc nie zwlekajcie; to już ostatnie chwile :)
Ja tymczasem zapraszam po przepis, koniecznie zróbcie ten pudding na śniadanie... lub późny podwieczorek... a nawet na kolację ;)


środa, 30 sierpnia 2017

Obłędny torcik z czekoladowym kremem jaglanym, pierniczkami i karmelizowaną gruszką




Toruń zajmuje ważne miejsce na kulinarnej mapie Polski. Tak jak Kopernik wstrząsnął fundamentami astronomii tak toruńskie pierniki wstrząsnęły podniebieniami Polaków. Wszyscy wiemy, że to stamtąd wywodzą się pachnące korzennymi przyprawami i miodem piernikowe serca. Piernikowe wyroby na sklepowych półkach rozsławiła Fabryka Cukiernicza Kopernik. Nieprzerwanie od 1751 roku rozpieszcza nas swoimi pierniczkami ciągle poszerzając ofertę. Moimi faworytami są lukrowane serca, które towarzyszą mi odkąd byłam małym dzieckiem. Przynosiła mi je ciocia gdy zaglądała na kawę i ploteczki do babci. W tamtych czasach to był prezent na wagę złota, bo w sklepach ciężko było je dostać. Do dziś mam do nich wielki sentyment, zawsze mam schowaną napełnioną nimi paczuszkę, ot tak na czarną godzinę. Co roku też uzupełniam braki choinkowego arsenału. W bliżej niewyjaśnionych okolicznościach pierniczki znikają z choinki. Raz jeden udało mi się przyłapać Rudziszonka na gorącym uczynku :D i przyznam się bez bicia przymknęłam oko na ten proceder.
Tak więc gdy zobaczyłam konkurs z okazji zbliżającego się Święta Piernika wiedziałam, że muszę skromnie zaznaczyć swoją obecność. Konkurs trwa do 31.08 więc to ostatni dzwonek żeby zgłosić swój #przepisnakopernika, po szczegóły zaglądajcie na stronę Fabryki Cukierniczej Kopernik.
Do konkursu zgłaszam swój autorski przepis na torcik czekoladowy z pysznym jaglanym kremem pełnym pierniczków i karmelizowanych gruszek. Postawiłam na nieco zdrowszą wersję deseru, biszkopt przygotowałam bez dodatku mąki, a do kremu jaglanego nie dodałam cukru. Torcik udekorowałam gruszkowymi chipsami, koniecznie zróbcie je w domu bo są obłędnym dodatkiem.
Zapraszam do mojej kuchni, w której pachnie dziś pierniczkami :)



wtorek, 29 sierpnia 2017

Rurki z jeżynami i kremem z nutelli



Dziś słów kilka o rozterkach słodkiej blogerki. Do przemyśleń natchnęła mnie dzisiejsza sesja popełniona przeze mnie, której to efekty poznacie już jutro. Otóż każdy kto choć trochę umoczył ręce w blogowaniu wie jakie potyczki czasem trzeba przejść aby zaprezentować wypiek czytelnikom w atrakcyjny sposób. Najpierw jest pomysł na wypiek/deser/ etc., lecz zanim pomysł zostanie przekuty w rzeczywistość trzeba obmyśleć jak efekt pracy sfotografować. Pomysł na sesję to jedno, natomiast sesja in progress to drugie. Bo niby wszystko przemyślane, elementy ustawione ale jak już przychodzi moment focenia to kompozycja na zdjęciu wcale nie prezentuje się jak trzeba. Ile to czasem trzeba przestawiać, przekręcać talerzyki a to znów dodać coś, innym razem zabrać z planu zdjęciowego. Czasem to milimetry decydują o perfekcyjnym dla naszego oka ułożeniu elementów na zdjęciu. Dziś do szewskiej pasji doprowadziły mnie gruszki, które nijak nie chciały współpracować ani poddać się zabiegom stylizacji. Niewiele brakowało aby karmelizowane gruszki fruwały z mojego okna. Gdy już byłam pewna, że nic dobrego z sesji nie wyjdzie gruszki łaskawie dały się ułożyć. Hurra! Sesja została uratowana.
Zanim podzielę się z Wami efektem pierniczenia z gruszkami mam dla Was przepis na rurki. Muszę tu nadmienić, że jeśli chodzi o rurki jestem tradycjonalistką. Postanowiłam jednak odważyć się i nadziałam je kremem czekoladowym i jeżynami. Pomysł ten chodził mi po głowie od jakiegoś czasu. Rurki z tym nadzieniem smakowały obłędnie, jak się pewnie domyślacie połączenie jeżyn i czekolady musiało wyjść pysznie. Zresztą przekonajcie się sami.


piątek, 11 sierpnia 2017

Deser w kwadrans- Malinowe mini serniczki na zimno



Hen za górami, hen za lasami, w pięknym królestwie żyła mała księżniczka. Księżniczkę znali i uwielbiali wszyscy w królestwie, bo była to niezwykła panienka. Jej melodyjny głosik słychać było dookoła zamku, jej śmiech niósł się hen z wiatrem, a gdy zaczynała tańczyć wszystkie kwiaty, zwierzątka i oczy wszystkich były zwrócone ku niej. Rodzice również uwielbiali swój skarb i gotowi byli przychylić nieba swojej małej księżniczce. Beztrosko płynęły jej dni lecz pewnego dnia ciemne chmury zasnuły błękitne niebo a wraz z nimi nadciągnął Żelazny Smok i ściągnął nieszczęście na królewską parę. Trującymi oparami zatruł księżniczkę i ściągnął na nią mroczny sen. Wielka była rozpacz królewskiej pary, wielki był smutek, który okrył mieszkańców pięknego królestwa. Na nic się zdały próby wybudzenia księżniczki. Leżała w pięknej komnacie lecz jej powieka nawet nie drgnęła, mroczny sen wziął ją w swe objęcia i nie chciał wypuścić. Lecz oto u bram zamku pojawił się Czarodziej na białym koniu i czym prędzej spieszył na spotkanie z królewską parą. Do jego uszu doszły szepty niesione wiatrem o wielkim smutku, który spotkał mieszkańców królestwa. Pozwolono mu odwiedzić księżniczkę w jej komnacie. Czarodziej pochylił się nad nią, nasłuchiwał mocno, po czym się zasmucił. Urok rzucony przez Żelaznego Smoka był wielki ale Czarodziej obiecał użyć wszystkich swoich mocy aby przywrócić księżniczkę do życia. Wieść o walce Czarodzieja rozniosła się na wszystkie strony światła. Do królestwa przybyły Elfy oraz Dobre Wróżki, wszyscy chcieli aby księżniczka wybudziła się ze snu...
Czy ta baśń miała dobre zakończenie??? Jeszcze nie wiem, wciąż czekam co przyniesie czas. Ścieżki życia czasem wiodą w niezbadane strony, tak się złożyło że w naszej rodzinie taka mała księżniczka walczy o życie i zdrowie. Mocno trzymamy wszyscy kciuki za jej zdrowie i wierzymy, że czarodzieje i wróżki którzy opiekują się nią teraz dokonają cudu.Bo cud na pewno się zdarzy...
Mam dziś dla Was kochani deser godzien królestwa: cudne mini serniczki na zimno z sosem malinowymi. Deser prosty, elegancki i przepyszny. Deser idealny na upały, gdy nie chcesz włączać piekarnika. Deser idealny dla niezapowiedzianych gości, bo na przygotowanie poświęcisz nie więcej niż kwadrans. Zapraszam :)


sobota, 5 sierpnia 2017

W tajemniczym ogrodzie- Torcik morelowo- szpinakowy



Jestem dzieckiem natury. Kocham ocean, kocham las. Wychowałam się na wsi więc również są mi bliskie łąki, sady i ogrody. Jako dziecko wiecznie włóczyłam się po łąkach z psem, wiecznie wdrapywałam się na jabłonki i razem z babcią pielęgnowałam ogródek. Dzieciństwo zakorzeniło we mnie miłość i szacunek do matki natury. Do dziś uwielbiam włóczyć się po lasach, jeździć w tereny do sadów, obserwować dzikie kwiaty rosnące na łąkach. 
Odkąd zajmuję się blogowaniem lubię też fotografować w plenerze. Od jakiegoś czasu marzyła mi się sesja w sadzie przy delikatnym świetle. Długo gdybałam co tu przygotować, jak zaaranżować. W końcu dojrzałam, przygotowałam autorski torcik. Pragnęłam aby miał soczyste, letnie kolory i do tego smakował obłędnie. Efekt smakowy godny powtórzenia :) bez przechwałek.
Gdy torcik był gotowy spakowałam torbę z akcesoriami, sprzęt i skierowałam swe kroki do upatrzonego wcześniej sadu. Gdy weszłam między jabłonki poczułam się Mary Lennox gdy po raz pierwszy weszła do Tajemniczego ogrodu. Gałązki jabłoni wraz z popołudniowym słońcem stworzyły prawdziwy świetlny spektakl. Poddałam się nastrojowi i zaczęłam pstrykać. W sadzie było tak cudnie, że po skończonej sesji rozsiadłam się i chłonęłam klimat. Nie byłabym sobą gdybym nie skubnęła ciasta, wszak musiałam sprawdzić, czy aby nie mdłe :)
Zapraszam Was dziś na torcik pachnący latem i morelami, czytajcie, inspirujcie się i przetestujcie przepis w Waszych kuchniach.


czwartek, 3 sierpnia 2017

Tiramisu z czerwoną porzeczką



Środa,dzień targowy ściąga na miejskie targowisko dzikie tłumy. Jeśli pogoda dopisze już od wczesnych godzin porannych sprzedawcy zachwalają swoje towary i zachęcają do kupna. Wraz z przesuwającymi się wskazówkami zegara gęstość zaludnienia na targu wzrasta w zastraszającym tempie. Nigdy nie przepadałam za rynkowym ściskiem dlatego jeśli planuję tam zajrzeć robię to super wcześnie i z przygotowaną uprzednio listą. Przy mojej ostatniej wyprawie wzrok mój przykuły kapelusze, i to nie damskie moi mili. Na stołeczku przycupnęła korpulentna pani oferując jagody oraz grzyby. Grzyby!!! Tak mnie zaaferował ten widok, że kilka dni później zapakowałam w auto koszyk oraz Angelinę i ruszyłam do lasu. Wyprawa miała mieć charakter zwiadowczy, koszyk był atrybutem na zaś, no bo jeśli grzybki się pojawiają to trzeba je zbierać ;). Zajrzałam w moje miejscówki, stwierdziłam,że jeśli tam nie ma grzybów to nie ma co szukać gdzie indziej. Las był cichy, jedynym dźwiękiem ludzkiej obecności był dźwięk piły motorowej, bo gdzieś w głębi lasu trwał wyrąb. 
Uzbrojona w koszyk, nożyk oraz psa zagłębiłam się leśną gęstwinę. Ach! Jak ja się stęskniłam za lasem. Spacerowałam, rozglądałam się, a pierwsze co dostrzegłam to jagody. Początkowo nie miałam w zamiarze ich zbierać ale gdy żaden grzyb nie przeciął mojej drogi zmieniłam zdanie. Po raz pierwszy zobaczyłam jak żmudne jest to zajęcie. Szczęśliwie schylając się po jagódki zobaczyłam też kilka zgrabnych podgrzybków, a w kilku miejscach trafiłam na całą rodzinę. Trzy godziny później, miałam koszyk zapełniony grzybami, prawie kilogramem jagód oraz bukietem młodego wrzosu. Doprawdy, bardzo udany poranek. 
Grzyby grzybami ale deser musi być. Mam więc dziś dla Was tiramisu, nieco odbiegające od oryginału bo z dodatkiem białej czekolady i czerwonej porzeczki. Deser smakuje obłędnie, delikatny krem świetnie komponuje się z kwaskowymi owocami. Na samo wspomnienie cieknie mi ślinka :).



środa, 2 sierpnia 2017

Five o'clock po godzinach- Lipiec



#1 Malinowe serniczki #2 Pan Kot #3 Margerytki #4 Porzeczkowe tiramisu #5 Rurki z jeżynami #6 Sernik tahini z czerwoną porzeczką #7 W sielskim sadzie #8 Smoothie time #9 Wnerw #10 Pachruść w Polańczyku