Babcia Ania był specyficzną osobą. Nie znosząca sprzeciwu, energiczna, nieco apodyktyczna pani z trwałą w kwiecistej podomce. Babcia była typem osoby, która rozstawia wszystkich po kątach, nieco szorstka w obyciu. Potrafiła dać burę za podkradanie ciastek z puszki, przegonić z ogrodu gdy obrywaliśmy niedojrzałe pomidory i przed zjedzeniem obiadu napomnieć, że wszystko ma być zjedzone ale bez "kidania". Przy całej tej szorstkości potrafiła być ciepła. Babcia okazywała uczucia poprzez karmienie wszystkich dookoła. Nie było w moim dziecięcym świecie osoby, która robiła lepszą grochową czy lepszą drożdżówkę ze śliwkami. Babcia gotowała fenomenalnie, a jej wypieki... brak mi słów aby je opisać. Jej zeszyt pełen był pieczołowicie zapisanych receptur na różne pyszności. Ona była moją nauczycielką i osobą, która zaszczepiła we mnie miłość do gotowania i pieczenia. Przez różne koleje losu babciny zeszyt przepadł. Przy różnych okazjach, a zwłaszcza w sezonie na truskawki mama wspominała ciasto, które niegdyś babcia robiła. Metodą prób i błędów udało nam się wskrzesić ten przepis. Kwoli ścisłości ja przyrządzałam, a mama testowała.
Robiłam kilka podejść, a to dodawałam a to znów ujmowałam to i owo. Mama testowała, chwaliła ale za każdym razem mówiła, że to jeszcze nie jest to. Aż ostatnim razem trafiłam w sedno. Kluczem do sukcesu okazał się wafel, którego we wcześniejszych wersjach bardzo brakowało mojej mamie.
Efekt przerósł moje oczekiwania dlatego dzisiaj dzielę się z Wami tym przepisem. Ciasto nie wymaga pieczenia, pełne jest truskawek i pysznego, domowego kremu budyniowego. Sezon na truskawki powoli chyli się ku końcowi, spieszcie więc z wypróbowaniem. Mam w planach zrobić to ciasto w wersji z innymi owocami, spodziewajcie się więc różnych wersji tego ciacha.
Uff, czy u Was też tak parno i gorąco???