środa, 31 października 2018

Nietoperze- Trufle Oreo



Ostatni dzień października wstał chłodny ale słoneczny. Przez ostatnie dwa tygodnie pogoda bardzo kaprysiła. Niestety odbiło się to na moim samopoczuciu. Dopadł mnie wirus, podstępny i strasznie niefajny. Zaczęło się gorączką i potwornymi bólami w stawach. Po czterech dniach poczułam się znacznie lepiej ,a tu proszę, dokładnie tydzień po rzekomym wyzdrowieniu wirus przypuścił drugi atak. Tym razem skończyło się paskudnym kaszlem. No nic, sok malinowy, miód, czosnek i jeszcze kilka dni, i będę nówka sztuka :)
A propo czosnku, dzisiaj schowam go żeby nie odstraszyć potencjalnych łowców słodyczy. Dom przystrojony, młodsza latorośl pojechała do szkoły z odpowiednio przygotowanym kostiumem. Słodycze dla upiorów czekają już w koszu, jednym słowem jestem ready for Halloween.
Mam dla Was przepis na super łatwe, super smaczne i super szybkie trufle. Przygotujecie z ciasteczek Oreo i dzięki dekoracji będą wyglądać jak upiorne nietoperki.
Najstraszniejsze jest to, że miałam ochotę zjeść wszystkie na raz :D, Jeśli to Was nie przestraszyło klikajcie śmiało po przepis.



sobota, 20 października 2018

Crock-pot, Ciasto marchewkowe z kremem mascarpone i orzechami


Jesień rozgościła się na dobre. Gdzie nie spojrzę, napotykam eksplozję czerwieni, pomarańczy i żółci. Poranki wstają chłodne, mgliste ale szybko ustępują miejsca pięknej słonecznej pogodzie. Wieczorem mgła znów wraca, otula okoliczne drzewa i krzewy, rozprasza  światła latarni, rozmywa kształty. Mgła wygłusza odgłosy miasta, tworzy intymny i tajemniczy nastrój. Czasem z jej objęć wynurzy się nieśmiało sylwetka samotnego przechodnia lub przemknie drobna sylwetka zwinnego kota. Staram się nacieszyć feerią kolorów, zapachem dojrzałego października, ciepłem jesiennego słońca. Najprzyjemniejszy aspekt ciepłych jesiennych dni to możliwość pojechania w teren na końskim grzbiecie. Z różnych przyczyn pracowo-życiowo-chorobowych nie byłam pewna czy tej jesieni uda mi się wyruszyć w teren. Udało się kilka dni temu i było pięknie. Końskie kopyta stukały po polnej drodze, uszy strzygły, wyłapując różne frapujące końskie jestestwa dźwięki. Przewietrzyłam głowę, rozciągnęłam kości, nacieszyłam oczy... i nabawiłam się kosmicznych zakwasów. Niby człowiek wysportowany, porozciągany ale niestety okazuje się, że na końskim grzebiecie uaktywniają się dosłownie wszystkie mięśnie.
Za to po południu przychodzi taki moment, że coś by się wrzuciło na ząb do towarzystwa jesiennej herbaty z pomarańczą i syropem różanym. Sernik, murzynek, a może ciasto marchewkowe???
Tak, ciasto marchewkowe z kremem mascarpone i orzechami to strzał w dziesiątkę. Wilgotne, aromatyczne, pyszne, jesienią smakuje najlepiej.
Mam dziś dla Was przepis na ciasto marchewkowe w stylu slow. Ciasto upiekłam w wolnowarze Crock-Pot ale jeśli nie dysponujecie tego rodzaju sprzętem, z powodzeniem możecie upiec je tradycyjnie. Wystarczy, że nagrzejecie piekarnik z termoobiegiem do 170 stopni i wstawicie do niego ciasto na 45 minut.
Nie pomijajcie kremu i orzechów na wierzchu, bo tworzą z ciastem pyszne połączenie. Zapraszam na kawałek marchewkowca.



środa, 3 października 2018

Ciasto drożdżowe mojej babci, z węgierkami i kruszonką



Październik. Jesień w pełni. Nie narzekam na ciężkie ołowiane niebo, na deszcz zacinający w szyby, na chłód wdzierający się w poły kurtki. Z namaszczeniem parzę kolejne herbaty, z szafy wyjęłam kudłaty koc. W domu pachnie suszonymi grzybami i zupą dyniową z korzennymi przyprawami. Pomyślałam o babci, o tym, że jesienią wypiekała szarlotki i drożdżowe z węgierkami. Westchnęłam do tych wspomnień i postanowiłam też coś upiec. Uwielbiam drożdżówkę, tylko czemu tak rzadko ją robię? Bo nie umiem dobrze wyrobić ciasta, bo za dużo roboty z rozczynianiem, bo jestem leniwa...
Pochmurny poniedziałek zmienił jednak moje nastawienie. Postanowiłam zrobić drożdżówkę, powiem więcej, postanowiłam ją zrobić jak należy. Najczęściej używam w domu drożdży suszonych, bo łatwiej, bo szybciej. Zdecydowałam jednak wziąć byka za rogi, a raczej drożdże ;)
Zrobiłam rozczyn i czekałam czy zadziała. Zadziałał, a ja cieszyłam się jak dziecko. Ubiłam na puch żółtka, jedynie wyrabianie zostawiłam mikserowi planetarnemu. Wybacz babciu, nie mam tyle zaufania do moich dłoni. Gdy ciasto wyrastało przygotowałam kruszonkę, pokroiłam węgierki.
Czy trud się opłacił??? Chyba nie muszę pisać. To było najlepsze drożdżowe jakie kiedykolwiek zrobiłam. Mięciutkie, wilgotne, z cudownymi śliwkami. Może przysłużyło się temu wspomnienie, a może ten pochmurny poniedziałek??? Właściwie to nieważne, bo wieczorem z drożdżówki zostało już tylko wspomnienie. Dziś przygotuję kolejną.... tylko ciii, to niespodzianka dla mojego M.