Każdy z nas na pewno zna choć jeden dowcip o blondynkach. Białogłowy z założenia są bardzo atrakcyjne i z założenia nie grzeszą rozumem. Jak to się stało,że szatynka zawstydziła blondynkę??? Już opowiadam. Otóż moi drodzy, rok temu dostałam od mojej drugiej połowicy wspaniały sprzęt, a mianowicie food procesor (nazwę firmy pominę). Był to spontaniczny zakup, wielka niespodzianka dla mnie ale i również wielka radość. Różnego rodzaju przystawki, mieszadła i dzbanek do robienia koktajli. Ten ostatni grzecznie leżał w szafce, gdyż używałam nieco większego blendera kielichowego. Ten spisywał się cudnie, do momentu w którym zaraz po wyjęciu dzbanka ze zmywarki postanowiłam zrobić sobie kawę mrożoną. Wlałam zimne mleko do dzbanka, usłyszałam charakterystyczne trach!!! i nauczyłam się,że zimnego mleka nie nalewa się do rozgrzanego dzbanka.
Dobry humor jednak mnie nie opuszczał, przecież miałam jeszcze mój super dzbanek, który mogę podpiąć do food procesora. Szybko zamontowałam cudo i na sucho przekręciłam gałkę aby sprawdzić czy montaż się udał. Gałka zaczęła migotać na czerwono a ostrza pozostały nieruchome. Pierwsza próba, druga, trzecia, po trzeciej soczysta wiązanka na temat tego badziewia. Telefon do serwisu, a potem rozmowa z moim M. że koniecznie musimy odwieźć to badziewie do sklepu i niech naprawiają. Trochę czasu minęło, a ja nauczyłam się robić kawę mrożona ręcznym blenderem.
Aż tu kilka dni temu w moje ręce wpadła atrakcyjna gazetka z Lidla,a w niej blender kielichowy, identyczny jak mój poprzedni tylko w jeszcze ładniejszym kolorze. Pokazałam więc M. że to jest to czego potrzebuję. M. chyba w przypływie mocy zażądał dzbanka i zaczął oględziny. Pooglądał dzbanek, po czym zażyczył sobie pokrywkę. Po co mu ta pokrywka???? Założył pokrywkę na dzbanek, dzbanek zapiął do sprzętu, przekręcił gałkę i.... ostrza wydały zgrzyt i zaczęły pracę.
Okazało się,że w dzbanku jest czujnik, który wskazuje na to czy jest otwarty i dopóki nie jest przykryty to sprzęt jest zablokowany aby zapewne uniknąć rozchlapania miksowanej zawartości po ścianach kuchni. Prawda,że genialne??? Przez chwilę poczułam się jak rasowa blondynka, za to chwilę potem zaśmiewaliśmy się już z całej tej sytuacji. Oczywiście za "naprawę" podziękowałam :D
Wystarczy tych śmiechów, czas na konkrety. Dziś mam dla Was babeczki inspirowane amerykańskim deserem banana split. Na blogu jest już kilka propozycji inspirowanych tym deserem --> klik .
Babeczki nie wymagają pieczenia, smakują obłędnie, przyznaję się bez bicia,że wciągnęłam dwie.
Przepis dołączam rzutem na taśmę do akcji kulinarnej: "Kuchnia Ameryki Północnej".
na babeczki:
150 g masła
200 g kakaowych herbatników
na nadzienie:
250 ml śmietanki 30%
125 g mascarpone
4 łyżki cukru pudru
50 g czekolady deserowej startej na wiórka
ponadto:
2 małe banany
6 świeżych truskawek
kolorowa posypka
gotowa polewa czekoladowa
Z podanej ilości otrzymałam 4 duże babeczki,możecie jednak użyć mniejszych foremek jeśli wolicie mniejsze babeczki.
Przygotuj spody: herbatniki rozkrusz i przełóż do sporej miski, masło rozpuść w rondlu. Masło wlej do herbatników i wymieszaj dokładnie łyżką. Możesz też użyć własnej dłoni, masa musi mieć konsystencję mokrego piasku. Tak przygotowaną bazą wylep foremki na babeczki i wstaw do lodówki na co najmniej godzinę.
Przygotuj krem. Śmietankę ubij na sztywno z cukrem pudrem, dodaj do niej mascarpone i krótko zmiksuj do połączenia składników. Do gotowej masy dodaj wiórki czekoladowe, wymieszaj łyżką.
Banana pokrój na plasterki, truskawki na ćwiartki.
Wyjmij babeczki z lodówki, wyciągnij spody z foremek. Na dno każdej babeczki nałóż po plasterku banana. Następnie nałóż łyżkę kremu. Na kremie ułóż truskawki i banany,a następnie znów przykryj warstwą kremu. Wierzch udekoruj owocami, polej polewą czekoladową i obsyp posypką.
Czysta rozpusta, musiałaby smakowa bosko! :)
OdpowiedzUsuńEkhm... Kiedyś w domu wysiadł mi prąd. Zadzwoniłam więc do Taty, może mógłby mi pomóc z bezpiecznikami (nie mógł; w Danii są zupełnie inne niż w Polsce); przy okazji narzekałam, że nie dość, że muszę siedzieć po ciemku, to nawet sobie wody na herbatę zagotować nie mogę (mam tylko elektryczny czajnik w domu). Tato na to: a w garnku na kuchence to się nie da...?
Poczułam się wtedy jak rasowa blondynka. Właściwie, to za każdym razem, gdy o tym myślę, tak właśnie się czuję...