wtorek, 14 lutego 2017

Five o'clock w podróży- See ya later aligator, Bagna Lafitte Louisiana




Bagna Lafitte nie znalazły się na trasie naszej wycieczki, na broszurę Airboat Adventures natrafiliśmy w Nowym Orleanie, w jednym z Visitor Centres. Nie zastanawialiśmy się długo i za jedyne 20$ nabyliśmy bilety na wycieczkę wodolotem wśród aligatorów. Wczesny rankiem następnego dnia zapakowaliśmy nasze wycieczkowozy i ruszyliśmy na spotkanie przygodzie. Airboat Adventures jest położone jakieś 30 minut od Nowego Orleanu na Fleming Park Road. 
Po szybkim check in w biurze obsługi czekaliśmy grzecznie na naszego przewodnika. Podróżowaliśmy grupą dwunastoosobową, dzięki temu mieliśmy łódź praktycznie dla siebie, nie licząc dwójki turystów spod Chicago. Punkt 10:00 przyszedł nasz przewodnik i po krótki instruktażu zasad bezpieczeństwa zapakował nas do łodzi. Uprzedził lojalnie,że wodolot nie należy do najcichszych środków lokomocji, więc każdy z nas sięgnął bo słuchawki, które tłumiły nieco hałas. 
Ruszyliśmy ku spotkaniu z fauną i florą Luizjany. Usłyszeliśmy mnóstwo ciekawych informacji o roślinności porastającej te bagna, o zwierzętach, które ją zamieszkują, o starym indiańskim cmentarzu, który na nich się znajduje ale słowa były całkowicie zbędne. Bagna okazały nam swoje piękne oblicze, wręcz nierealnie soczystą zieleń, bujne wąsy mchu hiszpańskiego, które opanowały niemal większość drzew, cudnie rozrośnięte cyprysy. Każdy z zakątków,które tam widzieliśmy nadawał się na widokówkę. Przy każdym przystanku nasz przewodnik opowiadał ciekawe historie, wyczerpująca odpowiadał na wszystkie zapytania. choć luizjański akcent nie należy do najłatwiejszych do zrozumienia.
Mieliśmy kilka dłuższych przystanków, które umożliwiły nam zrobienie zdjęć oraz obserwację aligatorów.
Z naszych obserwacji oraz opowieści dowiedzieliśmy się,że aligatory można spotkać na całych mokradłach, jednakże najczęściej można je zobaczyć w miejscach żeru. Laicy, czyli my, nie znamy różnic między krokodylami a aligatorami. Gdy zobaczyłam pierwsze okazy nie spodziewałam się,że są takie małe, w porównaniu z krokodylami to kruszynki. Aligatory są zwinne i szybkie,a zęby mają równie ostre co ich więksi bracia. Dowiedzieliśmy się,że jeśli nie zakłóca im się spokoju, raczej nie są zainteresowane atakowaniem ludzi. Człowiek jest dla nich zbyt dużym przeciwnikiem ale oczywiście w obliczu zagrożenia nie wahają się przed atakiem. Aby zachęcić je do podpłynięcia do łodzi nasz przewodnik wabił je piankami. Na moje pytanie czemu akurat pianki, usłyszałam,że są lekkie i nie toną ale oczywiście nie jest to jakiś przysmak dla aligatora. Aligatory zjadają pianki nie czując ich smaku, ich kubki smakowe są w stanie odróżnić tylko smak krwi. Nasz przewodnik pokazał nam jak się obchodzi z jednym z aligatorów, przywabił go,a następnie pogłaskał po łbie i dał buziaka. Dla ludzi, którzy wychowali się wśród mokradeł Luizjany to nic nadzwyczajnego, my wydaliśmy z siebie "wow", bo nie był to codzienny widok. Odwiedziliśmy dwa miejsca żerów, w jednym z nich mogliśmy zobaczyć największy okaz z mokradeł, piękną samicę.
Mieliśmy również okazję dotknąć żywego aligatora, nasz przewodnik przemycił go na pokład w lodówce turystycznej. Poznaliśmy historię "maleństwa",został uratowany przez naszego przewodnika i "oswojony". Dowiedzieliśmy się,że w domu ma więcej takich pupilków. Pokazał jak należy się z nim obchodzić, jak trzymać aby nie zwiał,a następnie mogliśmy zrobić sobie z tym słodziakiem zdjęcie. Dotykanie jakichkolwiek gadów, czy płazów zawsze wzbudzało we mnie obrzydzenie, natomiast aligator w dotyku był aksamitny i delikatny.
Oprócz oglądania aligatorów mieliśmy przystanek w zatoce cisów, gdzie można było się poczuć jak w bajce, drzewa uformowane w fantastyczne kształty z bujnymi, soczyście zielonymi czapami wydawały się wręcz  nierealne. Jest to jeden z zakątków na mokradłach najchętniej fotografowany przez turystów.
Mogliśmy również dotknąć mchu hiszpańskiego,a także dowiedzieliśmy jak wiele ma on zastosowań jako surowiec, a także że jest pod ścisłą ochroną :) więc zabranie skrawka na pamiątkę nie wchodziło w grę.
Odwiedzenie bagna Lafitte było naszym pierwszym spotkaniem z amerykańską naturą. Bagna pokazały swoje piękne oblicze i rozkochały mnie w sobie. To jedno z miejsc,które zapamiętam jako jedno z najpiękniejszych, które widziałam w Ameryce. Podróż wodolotem, delikatna bryza która chłodziła nas w Luizjańskim, dusznym klimacie, piękno i bogactwo natury dostarczyło nam niezapomnianych wrażeń.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz