czwartek, 26 lipca 2018

Crock-Pot, Sernik kajmakowy



Stefan vel Stefek, rasowy liliowy brytyjczyk, chodzący własnymi ścieżkami od AD 2014, prywatnie mój osobisty kicior. Znany z uwielbienia do snu, kocich przekąsek i umiłowania świętego spokoju. Mój kot bardzo jasno komunikuje całemu światu żeby nie zawracać mu jego kociego ogona bez potrzeby. Nie przepada z hałasem i obcymi, a szczególnie za obcymi, hałasującymi dziećmi.
Gdy stanęliśmy w obliczu przeprowadzki wpadłam w lekką panikę jak wpłynie to na jego koci świat. Stefek to nie pierwszy kot z łapanki, od razu zwietrzył, że coś się dzieje. Nagle mieszkanie zaczęło pustoszeć, w domu pojawił się podejrzanie wyglądający transporter. Wizyta u weta, chipowanie, szczepienie, to zdecydowanie nie jest to co koty lubią najbardziej. Tymczasowe pomieszkiwanie u mojej siostry również nie przypadło Stefkowi do gustu.
Z ogromnym stresem czekałam, aż dojedzie na królewską wyspę i dołączy do nas. Dotarł, cały, zdrowy i mocno zestresowany. Miałam duże obawy jak zaaklimatyzuje się w nowym dla niego miejscu. Zupełnie niesłusznie, bo po dwóch dniach okazało się,że jego kocia łaskawość bardzo szybko zaakceptowała nowe warunki. Ze stoickim spokojem przyjął obrożę z adresownikiem. Co więcej, okazało się, że Stefek ma zadatki na kota ogrodowego. Jest to dla mnie szok, bo dotychczas przekroczenie progu mieszkania i znalezienie się na klatce schodowej powodowało u niego ataki paniki. Stefek zdecydowanie stał się moim osobistym kocim super hero.
Kot kotem ale tu miała być mowa o serniku. W najbliższy poniedziałek przypada Światowy Dzień Sernika. Z tej okazji mam dla Was fenomenalny przepis na sernik pieczony w wolnowarze. Pomyślicie, że zwariowałam! Nie moi drodzy, mam się całkiem dobrze i powiem więcej, to najdelikatniejszy sernik jaki zrobiłam. Aksamitny, kremowy, rozpływa się w ustach. Czy wspominałam,że dodatek kajmaku uczynił go obłędnie smacznym???
Jeśli nie posiadacie wolnowaru możecie oczywiście upiec go w tradycyjnym piekarniku. Zapraszam po przepis. Zapoznajcie się, zainspirujcie i koniecznie upieczcie go w Waszych domach.






piątek, 20 lipca 2018

Szpinakowe pancakes z jeżynami i sosem czekoladowym



Śniadanie to najważniejszy posiłek w ciągu dnia. Wszyscy to wiemy, śniadanie musi być treściwe i dać energię, abyśmy mogli z werwą stawić czoło temu, co nam przynosi nowy dzień.
Ja przykładam do tego posiłku bardzo dużą wagę. Moje śniadanie musi przede wszystkim wyglądać tak, abym czym prędzej chciała zanurzyć w nim swoje ząbki :).
Śniadania jadam dość późno, bo w okolicach 11. Dla niektórych to opcja nie do przyjęcia, bo już o 7 rano kiszki potrafią wygrywać dziarskiego marsza i przypominać, że czym prędzej trzeba coś wrzucić na ruszt. Ja również zaliczałam te szeregi ale zmiana nawyków żywieniowych, lektura kilku ciekawych publikacji sprawiła,że postanowiłam nieco później uruchamiać mój system trawienny.
I tu czas na małą dygresję, bo to co ja jadam na śniadania może niektórych z Was zaskoczyć :D.
Oczywiście w wersji classic zjadam twarożek z owocami, smoothie, jajecznicę, czy chociażby pankejki, którym za chwilę poświęcę więcej uwagi. Oprócz tradycyjnych pozycji śniadaniowych lubię czasem zjeść tatara, albo sushi, albo ciasto lub tort, które potrafią mnie mamić kiedy otwieram lodówkę. Dla ciekawskich, mój układ trawienny działa bez zarzutu, jestem pełna energii, powiem więcej, mam jej w nadmiarze. 
Skupmy się na pankejkach, pysznych placuszkach serwowanych ze świeżymi owocami i polanych czymś cudownie słodkim. W tym wypadku specjalnie się nie wyłamuję: syrop klonowy, domowy sos czekoladowy i bita śmietana w zupełności mi wystarczą.
Przejdźmy jednak do sedna, czyli do pankejków. Mam dziś dla Was przepis na ich zieloną wersję ze szpinakiem. Ci z Was, którzy mnie znają lub czytają regularnie, wiedzą, że uwielbiam te zielone liście. Ciasta, muffinki ,smoothies, sałatki, szpinak pasuje do wszystkiego. Szpinakowe pancakes są delikatne i puszyste, nie będę oszukiwać, rozpływają się w ustach. Dodatek jeżyn i sosu czekoladowego to kropka nad i. Przepis na te wspaniałości znajdziecie poniżej, zapraszam :)



wtorek, 17 lipca 2018

Cukiniowe cupcakes z cytrynową bezą włoską




Muzyka towarzyszyła mi od zawsze. Przez kolejne lata swojego życia słuchałam różnych nurtów muzycznych, odkrywałam wykonawców,a jeżeli któryś wybitnie mi się spodobał to słuchałam całej dyskografii. Jestem bardzo niepodatna na sugestie innych osób. Muzykę odkrywam sama, we właściwym czasie. A gdy odpowiedni dźwięk wpadnie w moje ucho, to słucham na okrętkę i ciężko mnie znudzić. Mam bardzo czułe ucho i często wyłapuję muzyczne perełki oglądając filmy i seriale. Jedną z takich perełek jest Agnes Obel. Usłyszałam jej Riverside oglądając jeden z odcinków Grey's anatomy. Dosłownie mnie poraziło, gęsia skórka, momentalna ekscytacja, na pewno wiecie, o czym mówię. Zrobiłam w sieci szybki research, znalazłam obie jej płyty i słucham... do dziś...a Riverside usłyszałam w 2014 roku. Tak to już ze mną jest. Mogę robić przerwy, udawać że już mnie to znudziło ale zawsze wracam do ulubionych wykonawców. Uwielbiam też muzykę filmową. Moich ulubionych kompozytorów rozpoznaję oglądając filmy, wystarczy mi kilka charakterystycznych tonów i już wiem czy to Howard Shore czy Alexander Desplat. Ot, taka moja przypadłość :D
Obecnie na mojej top liście muzycznych fascynacji są polscy wykonawcy: Mrozu, Kortez i Zalewski. Odświeżyłam moją playlistę o utwory z ich ostatnich płyt i słucham, śpiewam, tańczę :)... a przede wszystkim słucham gdy rządzę w kuchni. Kuchnia,ja,mikser i głośnik... tercet doskonały. Mogłabym tak spędzać całe dnie, wymyślać nowe przepisy nucąc "To dobry moment" czy "Na szerokie wody" piekąc nową wersję ciasta szpinakowego albo brownie. Muzyka i kulinaria to dla mnie nierozłączna para. A jak to jest z Wami??? Lubicie sobie ponucić w kuchni???
Podczas jednej z takich sesji upiekłam pyszne muffiny z dodatkiem cukinii. Słuchajcie, to jest niebo w gębie. Oczywiście nie byłabym sobą gdyby zostały takie saute, udekorowałam je cytrynową bezą włoską, którą delikatnie opaliłam dla podkręcenia smaku. 
Efekt jest przepyszny ale jeśli nie lubicie babeczek z kremem możecie je zaserwować solo, wierzcie mi smak się broni doskonale. Na samo wspomnienie o tych babeczkach moje ślinianki zaczęły mocniej pracować. 
Zapraszam Was po przepis na cukiniowe cudeńka :).




na babeczki:

2 jajka
150 ml oleju rzepakowego
150 g startej cukinii
skórka otarta z 1 cytryny
100 ml jogurtu greckiego
100 g cukru trzcinowego
200 g mąki pszennej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej

beza włoska:

4 białka
300 g drobnego cukru
60 ml wody
2 łyżki kisielu cytrynowego w proszku
odrobina żółtego barwnika spożywczego


Przogotuj foremkę na muffinki, wyłóż ją papilotkami (12 sztuk). Jajka ubij krótko cukrem trzcinowym na puszystą masę. Do jajek wlej cienką strużką olej i zmiksuj. Do masy jajecznej dodaj startą cukinię, skórkę otartą z cytryny, jogurt grecki, mąkę oraz sodę wymieszaną z proszkiem do pieczenia. Zmiksuj krótko do połączenia składników. Napełnij ciastem papilotki do 3/4 wysokości. Piecz przez 30 minut w piekarniku nagrzanym do 160 stopni do tzw suchego patyczka. Gotowe muffinki wystudź.
Teraz przygotuj bezę włoską.Od 300 g cukru odsyp 1/3 szklanki. 60 ml i resztę cukru umieść w rondelku i doprowadź do wrzenia na bardzo małym ogniu. Od momentu zawrzenia gotuj syrop 2-3 minuty, nie podkręcaj ognia aby uniknąć przypalenia. Syrop powinien być przejrzysty, pełen pęcherzyków powietrza. Gotowy syrop zestaw z ognia. Białka umieść w misie miksera, ubij na sztywno, dodawaj partiami wcześniej odłożony cukier i kisiel cytrynowy. Do ubitych białek wlewaj cienką strużką syrop cukrowy nie przerywając ubijania. Gdy wlejesz cały syrop ubijaj jeszcze białka około 2 minut. Na koniec dodaj barwnik spożywczy i zmiksuj krótko aby kolor się wyrównał.
Bezą napełnij rękaw cukierniczy z końcówką w kształcie otwartej gwiazdy i udekoruj babeczki. Jeśli masz chęć może lekko opalić bezę palnikiem gastronomicznym. Babeczki przechowuj w lodówce.



piątek, 13 lipca 2018

Five o'clock po godzinach- Czerwiec


W tym miesiącu zamiast tradycyjnych migawek, chciałbym się z Wami podzielić moimi fotografiami, które zrobiłam w ramach projektu Crock-Pot we współpracy z Darkiem Kuźniakiem. To było bardzo owocne i smaczne przedsięwzięcie. Jeśli jesteście ciekawi przepisów zapraszam Was tu ---> klik , znajdziecie tu recpetury na pyszne przepisy w stylu slow.

czwartek, 12 lipca 2018

Piętrowy tort z malinami i kremem z białej czekolady i mięty



Maj zamiast pełni wiosny zaserwował nam pełnię lata. Dni były gorące, pełne słońca,a słupek rtęci rzadko spadał poniżej 25 stopni. Na targu w tempie błyskawicznym pojawiły się maliny, wiśnie i inne typowe dla dojrzałego lata produkty. Co rusz ktoś narzekał, że za gorąco, że pogoda oszalała, a ja wiedziałam, że prędzej czy później to się zmieni. Nie musiałam czekać jakoś specjalnie długo, bo wraz z czerwcem zmieniła się pogoda.Z kusych spodenek i bluzeczek na ramiączkach przerzuciłam się na dżinsy, ciepłą bluzę i skórzaną kurtkę. Okazało się, że spanie przy uchylonym oknie wiąże się z ryzykiem zamarznięcia ;) a wyjście rano po bułki bez odpowiedniego stroju stwarza ryzyko chorób gardła. W porównaniu do bardzo nabitego pracą maja, czerwiec dał mi trochę oddechu. Mogłam się skupić na przygotowaniach do egzaminu językowego, trenować moją kasztanową rekonwalescentkę i jeszcze wieloma przyjemnymi rzeczami. Czasem zdarza mi się zatęsknić za leniwie toczącymi się dniami ale na tyle rzadko, że z przyjemnością oddaję się różnym zajęciom, wdrażam się w nowe projekty, staram się doskonalić swoje umiejętności.
O tym, że lubię piec torty już wiecie??? Nie??? No więc uwielbiam piec torty. Kiedyś, w zamierzchłej przeszłości uważałam, że jest to sztuka arcytrudna. Nauczyłam się dzięki temu tworzyć przepisy na torty, które nie wymagają zbyt dużych umiejętności cukierniczych. W końcu sama tez nie jestem cukiernikiem... 
Wystarczy prosty przepis, tortownica i odrobina chęci, a można ze zwykłego ciasta wyczarować tort na miarę cukierni. A jeśli ozdobisz swój tort świeżymi kwiatami lub innymi drobiazgami, to efekt przerośnie Twoje oczekiwania.
Tort, który mam dziś dla Was to nic innego jak prosty, kakaowy biszkopt przełożony malinami i kremem z białej czekolady z odrobiną ekstraktu miętowego. Udekorowałam go świeżymi piwoniami, bo akurat był na nie sezon. Moim zdaniem wybór jak najbardziej trafny bo torcik wygląda uroczo.
Zapraszam po przepis, upieczcie dla mamy, babci, czy chociażby do niedzielnej kawki.




na biszkopt:

6 jajek
6 łyżek cukru trzcinowego
4 łyżki mąki pszennej
2 łyżki kakao
1 łyżeczka proszku do pieczenia

na krem:

200 g białej czekolady
150 ml słodkiej śmietanki
200 g serka mascarpone
3-4 krople ekstraktu miętowego

ponadto:

200 g malin


Przygotuj dwie tortownice, jedną o średnicy 16 cm a drugą o średnicy 10 cm. Dno oraz boki wyłóż papierem do pieczenia.
Oddziel białka od żółtek, białka ubij na sztywno w misie miksera. Dodawaj partiami cukier trzcinowy nie przerywając ucierania, a następnie dodawaj po jednym żółtku. Masa jajeczna powinna być dobrze napowietrzona i lśniąca. Do ubitych jajek dodaj partiami mąkę, kakao oraz proszek do pieczenia. Mieszaj masę delikatnie za pomocą ręcznej trzepaczki tak aby nie zburzyć struktury jajek.
Gotową masę rozdziel pomiędzy obie tortownice. Piecz w piekarniku nagrzanym do 160 stopni przez 30 minut. Gotowe biszkopty wystudź i przekrój na pół, tak aby otrzymać po dwa blaty z każdego biszkoptu.
Przygotuj krem: białą czekoladę połam na kawałki, wrzuć do rondelka, zalej śmietanką i podgrzewaj na małym ogniu do momentu gdy czekolada zacznie się rozpuszczać. Zestaw rondelek z ognia, odczekaj 10 minut i wymieszaj dokładnie masę. Masę czekoladową wstaw do lodówki  i schładzaj co najmniej godzinę. Po tym czasie ubij masę mikserem tak aby podwoiła swoją objętość, dodaj serek mascarpone i ekstrakt miętowy. Dokładnie zmiksuj krem.
Przygotuj paterę, połóż na niej większy blat, rozsmaruj 1/3 kremu oraz gęsto ułóż na nim maliny, przykryj drugim blatem. Wierzch blatu posmaruj niewielką ilością kremu i połóż na nim mniejszy blat. Nałóż na niego 1/4 kremu i ułóż maliny, przykryj wierzchnią warstwą ciasta. Wierzch oraz boki tortu posmaruj równomiernie kremem. Tort schłódź przed podaniem przez co najmniej 2 godziny. Ja swój tort dodatkowo udekorowałam świeżymi piwoniami ale pamiętajcie,że ozdoba jest opcjonalna i niejadalna.