czwartek, 25 sierpnia 2016

Jagodowy sernik na zimno ombre





Zrobiłam porządki, generalne... Przewróciłam mieszkanie do góry nogami. Bezlitośnie przejrzałam wszystkie szpargały i przepuściłam przez gęste sito "przyda się" lub "nie przyda się". Mieszkanie zyskało trochę przestrzeni, ładu i porządku. Za to ja zyskałam odrobinę wewnętrznego spokoju. Odkąd zabrakło Rudziszonka nie potrafię sobie znaleźć miejsca. Szukam różnych zajęć aby nie rozpamiętywać ciągle bólu jaki czuję po jej stracie. Jest już lepiej, dużo lepiej ale jeszcze dużo czasu upłynie nim pogodzę się z tym wszystkim. Szukam jej we wstecznym lusterku auta, w nocy stąpam delikatnie aby nie nadepnąć łapki, nawołuję kota jej imieniem... kątem oka widzę wciąż jej merdający wesoło ogonek. Wszyscy namawiają aby wziąć następnego pieska ale ja wciąż się najeżam, że drugiej takiej towarzyszki i przyjaciółki już nie znajdę...
A czas płynie, niczym nie wzruszony zmienia kartki w kalendarzu. Wakacje dobiegają końca i już w przyszły czwartek rozpoczniemy rok szkolny. Lato też zaczyna tracić kolory, powoli, bardzo powoli tu i ówdzie błyska pomarańcz i brąz. Kasztany dojrzały, zakwitły wrzosy, w lesie pojawiły się grzyby. Na targu coraz trudniej znaleźć maliny i jagody. Moja dzisiejsza propozycja będzie idealna na pożegnanie lata. Sernik na zimno, z jagodami, w modnym kolorze ombre. Sernik cieszy oko i podniebienie, jest delikatny w smaku a przy tym mocno jagodowy. Przygotowanie go nie sprawi wam trudności. Polecam na niedzielę, lub poniedziałek jeśli wolicie :)









piątek, 12 sierpnia 2016

Kruche z pianką i śliwkami, przysmak późnego lata




Gdy w warzywniaku pojawiają się śliwki to znak, że małymi kroczkami zbliża się jesień. Dziś na własnej skórze odczułam jej oddech. Pochmurzyło się, ochłodziło, na spacerze z Rudziszonem znalazłam w trawie pierwsze żołędzie i upstrzone żółcią liście. Ciepła bluza i legginsy idealnie wpasowały się w dzisiejszy outfit. Mocne porywy wiatru wywiały resztki ciepła ze wszystkich zakamarków pozostawiając po sobie przejmujący chłód. W taki dzień jak dziś człowiek marzy o ciepłym, przytulnym kocu, kubku gorącej herbaty, czy rozgrzewającej zupie. Niebo jest ciężkie od chmur i to tylko kwestia czasu, kiedy zacznie padać. W planach popołudniowych mam słodkie lenistwo. Zasłużyłam na taki dzień,ponieważ ostatnie dwa dni były aktywne. Przedwczoraj pojechałam w teren, pełna obaw, czy tym razem znów galop okaże się dla mnie pechowy. Zaczęło się bardzo niefortunnie, gdyż mój rumak stojąc na uwiązie zerwał ogłowie. Na szczęście pożyczyłyśmy inne od Satynki i teren doszedł do skutku. W polach było pięknie, żniwa w pełni, kilka strachów i spłoszeń ale finalnie wróciłam do stajni w jednym kawałku. Dzięki temu jaśniej patrzę w przyszłość.
Wczoraj za to koleżanka wyciągnęła mnie na przebieżkę do lasu. Zrobiłyśmy 6 km w towarzystwie Rudziszona, dotarłyśmy do domu przed deszczem, który zwiastowały ciemne chmury na horyzoncie. Mam plan startować  biegu na 5 km, to będzie takie małe zakończenie sezonu i szansa na kolejny medal do kolekcji.
Dziś mam dla was ciasto, co prawda w mojej zamrażarce też czeka deser, dziś jednak wam oszczędzę chłodnych inspiracji. Gdy ostatnio zrobiłam Kruche z pianką i czerwoną porzeczką wiedziałam, że muszę zrobić je raz jeszcze ale w wersji ze śliwkami. Ciasto wyszło przepyszne, kruchy spód, aksamitna pianka i soczyste, lekko kwaskowe śliwki. Ideał na dzisiejszy dzień i na zakończenie lata. A czy wy czujecie już schyłek lata??? Czy macie już w głowie słodkie, jesienne menu???






czwartek, 11 sierpnia 2016

Mrożony deser banoffee pie


Niebo usiane dziś było chmurami, kłębiastymi, większymi i mniejszymi, w odcieniach bieli i popielu. Po wczorajszych ulewach dzień wstał słoneczny lecz dość chłodny. Zaparkowałam auto na podjeździe przy stajni i skierowałam swoje kroki ku siodlarni. Przygotowałam sprzęt i z uwiązem przewieszonym przez ramię udałam się na padok. Wdrapałam się na wzgórze i zgoniłam stado na dół. Dziś na swojego rumaka wybrałam Dobara, na którym robiłam postępy na początku mojej jeździeckiej kariery. Po zbiegach kosmetycznych dosiadłam mojego rumaka i ruszyłam przed siebie. Lubię Dobcia za ten stoicki spokój z jakim idzie w teren i za energię, choć lata młodości ma już za sobą. Stępowaliśmy przez okoliczne łąki, kłusowaliśmy w sadach i w polach kukurydzy. Na ściernisku zafundował mi galop tak szybki, że miałam wrażenie że osiągnęliśmy prędkość światła. Jechaliśmy wśród słomianych bali, śliwkowych drzewek błyskających fioletem, wśród smukłych krzewów kukurydzy. Kopytka Dobara chrzęściły na ściernisku, stukały na ubitym podłożu i znaczyły ślady na podmokłej ziemi. Uszy strzygły z zaciekawieniem łowiąc polne dźwięki. Słońce raz nam towarzyszyło, innym razem chowało się za chmury,a chmury wędrowały po nieboskłonie grając własny spektakl. Wróciłam do stajni zrelaksowana i z apetytem na więcej. Dobciu nieco zmęczony ale myślę, że i zadowolony z faktu, że przewietrzył kopytka. 
Niedawno minęły dwa lata odkąd zaczęłam moją jeździecką karierę. Nie spodziewałam się, że zajmie w moim sercu tak ważne miejsce. Dlaczego tak szczególnym uczuciem darzę tę pasję??? Żaden ze sportów, które kiedykolwiek uprawiałam nie dawał mi kontaktu z żywym stworzeniem, ze stworzeniem które myśli i z którym musisz nauczyć się współpracować. Jeździec i koń w trakcie treningu stają się jednością, zależą od siebie nawzajem i ściśle z sobą współpracują. czy wyobrażacie to sobie??? Myślę, że warto samemu przekonać się i spróbować.
Dziś mam dla was deser, całkiem zimny, a właściwie to całkiem zmrożony. Kiedy go przygotowywałam było upalnie, nie mogłam przewidzieć, że pogoda spłata mi figiel. Skosztowałam go jednak i muszę przyznać, że wyszedł bajecznie. A co to za deser??? Mrożona wersja banoffee pie, mrożony deser pełen bananów, herbatników i czekolady. Prawdziwa pychotka, jeżeli lubicie banoffee pie koniecznie wypróbujcie ten przepis




niedziela, 7 sierpnia 2016

Zwykły, niezwykły sernik z malinami i kremem z białej czekolady




Ochłodziło się, spochmurniało, sobota przywitała mnie rześkim oddechem. Nastawiłam ciasto drożdżowe na późne śniadanie, gdy wyrastało spokojnie w maszynce do chleba ja zajęłam się sobotnimi rytuałami. Spacer z Rudziszonem, szybkie zakupy w warzywniaku. Wyjątkowo gładko uporałam się z porządkami, zaległym praniem. Przed południem drożdżówka była gotowa, puchata, jeszcze ciepła. Podałam ją z masełkiem, kremowym serkiem i domową konfiturą z czerwonej porzeczki. Wierzcie mi ,warto było czekać na takie śniadanie. Popołudnie poświęciłam na filmy i przegląd prasy. Rozpadało się dość poważnie, więc bez wyrzutów sumienia relaksowałam się i zajmowałam słodkim nic nie robieniem.
Za to dziś słońce radośnie zajrzało w nasze okna oznajmiając,że czeka nas wspaniały dzień. Po szybkim śniadaniu spakowaliśmy się i wyruszyliśmy nad nasze lokalne jezioro. Nie było dzikich tłumów, sobotnia aura przepłoszyła amatorów kąpieli i dzięki temu mieliśmy spory kawałek plaży tylko dla siebie. Krystalicznie czysta, orzeźwiająca woda nagrzany piach, koc i więcej dziś nam do szczęścia nie trzeba. Relaks zaowocował lekko spieczonymi nogami, co odczuwam szczególnie po powrocie do domu i po chłodnym prysznicu.
A co w słodkim menu? Mam dziś dla was zwykły, niezwykły sernik. Delikatny, z soczystymi malinami i kremem z białej czekolady. Uwierzcie mi, to czysta poezja. A dlaczego nazwałam go niezwykłym? Jest lekki, dzięki kremowi z białej czekolady jest bardziej zbliżony do torciku choć nadal to sernik. Polecam wam na niedzielę lub dla specjalnych gości.




czwartek, 4 sierpnia 2016

Nigella Lawson- Lody jabłkowe




Sierpień powolutku się rozkręca, kierując swoje tory ku schyłkowi lata. Czas pędzi, dni zmieniają się za szybko, weekend za weekendem przypomina nam,że wakacje już wkrótce się skończą. Im jestem starsza, tym mam wrażenie, że czas płynie coraz szybciej. Dopiero była wiosna, nagle okazało się że rok szkolny się skończył, przyszło lato. Lipiec czmychnął między jednym a drugim mrugnięciem powieki.Sierpień zaczął się leniwie ale mi oczu nie zamydli, wiem dobrze,że zanim się obejrzę wakacje się skończą, a wraz z nimi lato. Choć jak się zastanowię, to myślę sobie,że czas płynął szybko, bo nie spędziłam go na kanapie, z pilotem w ręku. Udało się nam odwiedzić Bieszczady i pływać kajakami po Solinie, robiliśmy przejażdżki rowerowe do lasu i nad jezioro. Odwiedzaliśmy Arabellę i koniki, pławiliśmy się w jeziorze, spacerowaliśmy po sandomierskiej Starówce. 
Rytm lipcowy znaczyły różne aktywności, więc szybko płynący czas jest dobrą oznaką, bo wiem, że dużo się działo i nie było miejsca na nudę. 
Pomimo bądź co bądź upalnej pogody udało mi się również upiec to i owo. Tryb pracy mojej kuchni dostosował się do aury. W upały serwowałam lody i inne chłodzące desery, a gdy upały dały wytchnienie piekarnik wypiekł a to sernik, a to drożdżówkę. Ten rok mogę śmiało okrzyknąć rokiem udanych eksperymentów lodowych. A jeśli jesteśmy przy letnim menu, skarbnicą świetnych przepisów jest dla mnie książka Nigelli Lawson "Forever summer". Dziś zachęcam was do przetestowania przepisu na domowe lody jabłkowe wg przepisu Nigelli. Smakują wyśmienicie, trochę jak szarlotka. Dzięki dodatkowi soku z cytryny są też orzeźwiające. Z podanych składników otrzymacie spore pudełko lodów. Ja tym pudełkiem obdzieliłam kilka osób, które w tym czasie zaglądały w moje progi. Jeśli nie dysponujecie dużą przestrzenią w zamrażarce, śmiało podzielcie składniki na pół. Na straganach pojawiają się już tegoroczne jabłka, więc jest to najlepszy czas na zrobienie lodów jabłkowych.
Jeśli szukacie zaś innych lodowych inspiracji zapraszam tutaj .


środa, 3 sierpnia 2016

Sernik straciatella z malinami na kakaowym spodzie





Nie przepadam za hucznymi weselami, pomimo że na kilku zdarzyło mi się być ;) Męczy mnie klimat zespołów rzępolących stare hiciory, nadmiar jedzenia, czasem niezbyt smacznego i ten pompatyczny nastrój... Zdecydowanie bardziej lubię kameralne przyjęcia, gdzie klimat budują ludzie, gdzie nie trzeba zakładać na siebie tiulów i sztywnych sukienek,a w tle pobrzmiewa przyjemna muzyka. Piszę o tym, ponieważ w ubiegły czwartek moja najbliższa przyjaciółka wyszła za mąż. Przebyłam 600 km aby móc być z nią w tym dniu. Było tak, jak być powinno. Kameralny kościółek, piękna organowa muzyka, ona z kwiatami we włosach, zaplecionych w słowiański warkocz, on zrobiony na Wikinga, z bujną brodą i warkoczem. Zaślubiny odbyły się w radosnej atmosferze, a część nieoficjalna odbyła się w zabytkowej knajpce przy starówce. Stoły zostały przystrojone świeżymi kwiatami, świeczkami w słoikach, każdy z uczestników imprezy dostał malutkie słoiczki z konfiturami. Jedzenie było proste, smaczne i kolorowe. Młodzi przygotowali się do imprezy, mogliśmy zobaczyć prezentację zdjęć o tym jak zaczęła się ich życiowa przygoda, pan młody zagrał krótki koncert gitarowy. Każdy z gości mógł zrobić sobie pamiątkową fotkę polaroidem z gadżetami i wkleić takie zdjęcie z dedykacją do księgi pamiątkowej. W tle słyszeliśmy Poluzjantów i kilka innych ciekawych zespołów. Spędziliśmy ten czas w radosnych nastrojach, wznosząc toasty za młodych, aż żal było się nam rozstawać. Miło patrzeć na ich szczęście, na ich miłość, na plany na przyszłość, Jolu trzymam kciuki za was :).
Muszę przyznać,że lipiec był na tyle aktywny,że uzbierało mi się w kolejce kilka wpisów do publikowania. Dziś zapraszam was na pyszny sernik straciatella z malinami na kakaowym spodzie. Najlepszą zachętą dla was do wypróbowania tego przepisu powinno być to,że zniknął w jedno popołudnie. Zrobiłam białą wersję tego ciasta i wkrótce podzielę się z wami przepisem na nie. Koniecznie wypróbujcie ten przepis, póki sezon na maliny trwa.


poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Five o'clock po godzinach- Lipiec



#1 Wolność #2 Sesja dla Poradnika domowego #3 Niebo w stylu vintage #4 Południowe lenistwo #5 Wiatr w grzywie #6 Obserwator #7 Ice,ice babe #8 Przebieżka z Rudziszonem #9 Tort bezowy #10 Cud natury, malutki Thorin #11 Ruda foczka #12 Koń to ma ciężkie życie