poniedziałek, 14 listopada 2016

Five o'clock w podróży- USA, z czym to się je???


Będąc w podróży po USA zastanawiałam się, którym z wrażeń podzielę się z wami najpierw. Wielki Kanion Kolorado, Las Vegas, Nowy Orlean, bagna Lafitte??? Kolejne pomysły przemykały przez moją głowę. Muszę przyznać, że przez pewien czas nie wiedziałam co pójdzie na pierwszy ogień. I nagle eureka!!! O czym powinna napisać blogerka kulinarna??? Oczywiście o życiu od kuchni.
Kuchnia amerykańska ma zarówno swoich przeciwników jak i wiernych fanów. Ja tak naprawdę znałam ją z lektury, telewizji i opowieści. Sama też testowałam co ciekawsze przepisy we własnej kuchni. Po prawie trzech tygodniach stołowania się we wszelakiej maści knajpkach mogę powiedzieć wam jedno: między bajki można włożyć tezę, że kuchnia amerykańska to tylko fastfood. Owszem, w każdym mieście znajdziecie szereg znanych sieciówek, w których też jest nieustanny ruch ale wystarczy trochę się rozejrzeć za lokalną jadłodajnią aby poznać smak prawdziwej amerykańskiej kuchni. A jaka ona jest??? Przepyszna!!! W Stanach króluje wołowina, owszem znajdziecie w kuchni amerykańskiej owoce morza i kurczaka ale soczyste steki i burgery to jest to, co Amerykanie kochają ponad wszystko. Nie będę szczegółowo wyliczać co i gdzie jadłam, ograniczyłam swoją listę do kilku najsmaczniejszych/ najciekawszych moim zdaniem miejsc na kulinarnej mapie mojej podróży po USA. Przygotujcie zatem swoje kubki smakowe na małą podróż :)





 Mulate's, New Orleans

Mulate's to jedna z lokalnych knajpek w Nowym Orleanie serwująca dania kuchni cajun. Menu jest proste, opiera się na lokalnych produktach i w dużej mierze na owocach morza. Ja nie należę do fanów owoców morza ale tu zrobiłam wyjątek i nie żałowałam. Krewetki, ośmiorniczki, kraby, kalmary, wszystko było pyszne. Oprócz owoców morza zamówiliśmy również gumbo, z którego słynie Nowy Orlean. Czym jest gumbo??? To zawiesisty bulion z owocami morza, kurczakiem i kiełbaskami, doprawiony aromatycznymi przyprawami, prawdziwe niebo w gębie. Porcje serwowane w restauracjach amerykańskich są bardzo duże, dla naszych europejskich żołądków nie do pomieszczenia ;) Na początku mieliśmy z tym poważny kłopot, później często zamawialiśmy porcję na dwie osoby :). Wystrój w Mulate's nawiązuje do kultury kreolskiej, wieczorami odbywają się tu koncerty na żywo, jeżeli będziecie w Nowym Orleanie koniecznie odwiedźcie to miejsce.




Big Texan Steak Ranch, Amarillo

Na granicy Teksasu i Nowego Meksyku na starej Route 66 w Amarillo, znajdziecie Big Texan Steak Ranch. Knajpka z wystrojem rodem z Dzikiego Zachodu. W tej restauracji serwują steki i to nie byle jakie. Największy waży 72 uncje (ok. 2kg) i zjecie go zupełnie za darmo jeżeli zrobicie to w ciągu godziny. Ja nie odważyłam się podjąć tego wyzwania, nigdy w życiu nie widziałam tak dużego steka. Na jednej ze ścian wisi tablica, na której wpisywani śmiałkowie, którzy podołali wyzwaniu. Rekordzista zjadł swój stek wraz z dodatkami w niecałe 40 minut, w uwagach dopisał, że żąda deseru :D . Big Texan to bardzo ciekawe miejsce, jest tu sklep z westernowymi pamiątkami, kupicie tu domowe krówki, zrobicie sobie zdjęcie z niedźwiedziem, usiądziecie na stołkach zrobionych ze starych siodeł. Tu poczujecie się, jakbyście się przenieśli do czasów kowbojów i szeryfów.
Kuchnia oprócz steków serwuje burgery i inne dania z wołowiny a także taką ciekawą przekąskę, jak pikle w panierce. To nic innego jak ogórki korniszony smażone na głębokim tłuszczu, dodam że pyszne. Do każdego steku możecie wybrać dwa dodatki. Bardzo popularna jest sałatka colesław i ziemniaczana, do steków natomiast pieczone ziemniaki i świeże bułeczki, które podają gratis. Przyznam szczerze, że nie był to najlepszy stek jaki jadłam ale miejsce jest warte odwiedzenia.




Republic of Texas, San Antonio


Republic of Texas to restauracja teksańska z dużymi wpływami kuchni meksykańskiej. Restauracja jest położona na promendzie nad rzeką San Antonio. Jeżeli wybierzecie stolik na zewnątrz, musicie liczyć się z towarzystwem wszędobylskich kaczek, które nic sobie nie robią z człowieczego towarzystwa :). Tutaj skosztowaliśmy słynnego teksańskiego brisket. Brisket to marynowana, wolno pieczona i dymiona wołowina. Mięso jest bardzo aromatyczne, czuć wyraźnie dymny posmak, a do tego rozpływa się w ustach. W San Antonio serwują brisket z obłędną sałatką ziemniaczaną i fasolką na ostro. To jedno z dań, które smakowało mi najbardziej.




Big John's Texas Barbeque, Page

Dużego Jasia odwiedziliśmy po wizycie w Kanionie Antylopy. Mała knajpka zaadaptowana ze starej stacji benzynowej. Na zewnątrz dymi bbq, wabiąc niebiańskimi zapachami grillowanych mięs. Przed knajpą ustawione są w rzędach stoły, zamiast krzeseł kostki słomy, a na przyczepie lokalny zespół przygrywa skoczne country. Na zewnątrz i w środku tłum klientów, nam udało się wstrzelić w ostatnie wolne miejsca. Podają tu pulled beef nie z tej ziemi z tradycyjnymi dodatkami czyli colesławem, sałatką ziemniaczaną i fasolką. Obsługa uśmiechnięta, jak we wszystkich knajpkach, które odwiedziliśmy, na stołach koszyczki z orzeszkami ziemnymi do piwa. Swojsko, pysznie, więcej nie trzeba dodawać. Mieliśmy tu dużą przyjemność śpiewać happy birthday dla jednego dziadziusia. Obsługa zaniosła tort, dziadunio dostał papierową czapeczkę, a Big John's drżał w posadach od śpiewanego 100 lat :)


All American, Cedar City

Tu muszę wtrącić kilka słów o śniadaniach. Większość z nich zaliczaliśmy w motelach, jedne mniej, inne bardziej zjadliwe. Podstawą śniadań w motelach są tosty, płatki, słodkie bajgle i muffiny.W wersjach exclusive można było liczyć na świeże owoce, tudzież jajecznicę z proszku. Do tego lurowata kawa i herbata. Kilka razy zdarzyło się,że rezygnowaliśmy ze śniadania, bo wszystko co było wyłożone na śniadanie to były gotowce w foliowych opakowaniach. Wyjątkiem był hotel Hyatt w Santa Fe, w którym serwowali scones z jajkiem sadzonym i bekonem, świeże cytrusy, świeżo wyciskane soki,a także lokalne ciasteczka, generalnie opcja śniadaniowa w wersji full wypas. Podczas zwiedzania parków śniadaniowaliśmy się w picnic areas. Robiliśmy zakupy i na świeżym powietrzu robiliśmy śniadania z widokiem np na Wielki Kanion. Jeden z noclegów wypadł nam w Cedar City, gdzie od razu naszą uwagę przykuł szyld All American. Bez zastanowienia zjechaliśmy z drogi. Nie zapomnę pierwszego wrażenia po wejściu do restauracji. Wypełniona po brzegi,głośna, taka swojska. Grzecznie poczekaliśmy aż nasza kelnerka Connie zaprowadzi nas do przygotowanego stolika. Każdy zamówił zestaw według własnego uznania, oczywiście porcje xxl, ja wybrałam zestaw z pancakes. Connie co chwila podchodziła do nas, dolewała kawę z dzbanka, przez ramię miała przewieszoną ściereczkę i co chwila pytała czy "everything okay folks???" Do moich pancakes dostałam morze syropu klonowego, dżemy i ubite masło, które akurat najmniej mi smakowało. Mój typ to zdecydowanie pancakes z syropem kolonowym. Do tego w zestawie podają grzanki, bekon i jajka sadzone. Panowie wybrali opcję z omletem i smażonymi ziemniakami, porcja również królewska. All American pełen jest symboli amerykańskich ,flagi, orły, różne grafiki. ta knajpka bardzo zapadła mi w pamięci.




Little City Grille, Boulder City


Do Boulder city zajechaliśmy w drodze powrotnej z Tamy Hoovera. To był bardzo gorączkowy dzień i rano nie było czasu na śniadanie. Wiadomym było, że prędzej czy później dopadnie nas srogi głód. Zatrzymaliśmy się w Little city grille,w którym jednym z głównych dań była polish kiełbasa :). Niestety nikt z obsługi nie potrafił nam wytłumaczyć skąd nasza polska kiełbasa znalazła się w menu. Zamiast kiełbasy zamówiłam klubową kanapkę z szynką i jajkiem. Do tego dostałam smażone ziemniaki, to taki standardowy dodatek do śniadań w knajpach. Oprócz kanapek serwują tu pyszne naleśniki i bardzo dobra kawę (co nie jest aż tak częstym zjawiskiem). Knajpka jest kameralna, ładnie urządzona, idealne miejsce na późne śniadanie lub brunch. Z ciekawostek powiem wam,że Boulder city w Nevadzie to miasto, gdzie całkowicie zakazany jest hazard,być może wpływy LV odbiły się w Nevadzie głośnym echem.




West Winds Restaurant, Green River
The Side Walk Cafe, Los Angeles


A teraz słów kilka o burgerach, aż żal pisać, że jadłam je tylko dwa razy. Za to mogę wam powiedzieć, że oba burgery były bardzo dobre.
Pierwszy mój kontakt z burgerem zaliczyłam w restauracji West Winds, w której często zatrzymują się na obiad kierowcy big trucków. W menu znajdziecie zupę dnia, bar ze świeżymi sałatkami, kurczaka smażonego w amerykańskim stylu i burgery,a właściwie kilka ich rodzajów.Ja wybrałam klasycznego burgera z krążkami cebulowymi. Jedyne do czego mogłabym się przyczepić to skąpa ilość świeżych warzyw w burgerze, bardzo lubię chrupiące dodatki. Podano mi go z frytkami ,krążki cebulowe były świetnym dodatkiem.
Sama restauracja zrobiona w stylu lat 60tych, Krzesełka przy barze i kanapy ze skórzanymi obiciami, jak w hollywoodzkich produkcjach :)
Burgera numer dwa skonsumowałam na godzinę przed wylotem do Polski w Los Angeles. The Side Walk Cafe usytuowane jest na Venice beach, słońce zagląda w wielkie okna,a Ty możesz podziwiać ocean, który jest tuż tuż. Nie opiszę jak mało mieliśmy czasu na jedzenie, bo aż mnie ściska na samo wspomnienie. Nasz kelner stanął na wysokości zadania, w 20 minut obiecał nam podać jedzenie do stolika i nie spóźnił się ani o minutę :). Burger był bardzo soczysty, buła chrupiąca, dużo świeżych warzyw, tak jak lubię. To był pożegnalny burger przed powrotem do Polski.



Miami, Ocean's Drive

Miami zostawiłam na koniec, ponieważ nie pamiętam nazwy restauracji, w której jedliśmy. Ocean's drive jest pełne knajpek, restauracji i jadłodajni. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Jeżeli chcecie jeść na Ocean's drive musicie pamiętać, że ceny są tu jak na Florydę przystało wysokie. Porcje jak wszędzie ogromne, nawet drinki podają tu w rozmiarze xxl, Wierzcie mi lub nie, po skonsumowaniu połowy pinacolady ciężko było mi zmieścić obiad. Kelnerzy są tu świetnie obyci w PR, potrafią namówić na wszystko. Jadłam tu pyszny makaron z wołowiną, suszonymi pomidorami i parmezanem ale ekipa potwierdza,że owoce morza również podają tu pyszne.




Jeżeli wybieracie się do amerykańskiej restauracji musicie pamiętać o kilku rzeczach. Do ceny podanej w menu, trzeba zawsze doliczyć tax, który jest inny, w zależności od stanu w jakim jesteście. Oprócz taxu zostanie wam również doliczony service,zazwyczaj jest to 10% od całej sumy. W każdej restauracji dostaniecie za darmo wodę, ichniejszą tap water. Pamiętajcie też o porcjach,są ogromne, ja miałam z tym duży problem, nigdy nie udało mi się zjeść obiadu w całości :)

3 komentarze:

  1. Zazdroszczę tak apetycznej podróży:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz tak smakowicie o kuchni amerykańskiej,ze moze dałabym się do niej przekonać.

    OdpowiedzUsuń
  3. To prawda, artykuł brzmi jakby pisała go fanka jedzenia. :) Ogólnie w USA jest wiele apetycznych potraw, ale jednak klasyki smakują najlepiej. W ubiegłym roku byliśmy w San Francisco i też zjedliśmy kilka ciekawych posiłków.

    OdpowiedzUsuń