niedziela, 28 lutego 2016

Wiosna, ach to Ty??? Tort szpinakowy z kremem cytrynowym, bezglutenowy i mega pyszny






Nie zna jeździectwa blasku ten kto nigdy nie całował piasku... tak mówią między sobą koniarze. Baa, powszechnie panuje opinia,że żeby być prawdziwym jeźdźcem trzeba wpierw spaść z konia. Ja dzielnie się przed tym broniłam, zgłębiałam tajniki technik jeździeckich i we wszelkich ewolucjach dopisywało mi szczęście. Kilka razy byłam już o włos ale siła woli i moje nogi nie pozwoliły mi się oderwać od końskiego grzbietu. Tak minęło półtora roku. Dzisiaj rano odwiedziłam Arabellę, pogoda trochę kaprysiła, przez chwilę nawet myślałam,że nici z moich planów. Chmury jednak dały za wygraną, deszcz przestał padać a nieśmiałe słońce pojawiło się na nieboskłonie. Trening zaczął się sprawnie. Stęp na rozgrzewkę, później kłus a w końcu galop, najeżdżanie na drewniane drągi. Wszystko szło sprawnie i gładko do momentu, w którym mój rumak kątem oka zarejestrował coś, co sprawiło,że postanowił czym prędzej się oddalić. W ten oto sposób nagłym zwrotem Arabella zmieniła tor galopu a ja niestety zbyt mocno wychyliłam i się w prawo i spadłam z końskiego grzbietu. Oczywiście ja,jak to ja nie mogłam upaść ot tak sobie. Lądowanie miałam dość miękkie (mokry piach) za to chwilę później Arabella przebiegła po mojej nodze.  jednej chwili zobaczyłam chyba cały gwiazdozbiór. Siedzę więc teraz z nogą na poduszce. Kostkę mam owiniętą opaską uciskową, na szczęście jest tylko mocno stłuczona. Nie myślcie,że się poddałam. Gdy ból nogi minął dosiadłam swojego rumaka i zakończyłam trening. Tak oto stałam się jeźdźcem z krwi i kości :)
Za to więcej przebojów miałam z przygotowaniem tego tortu. Nie byłam pewna jakiej konsystencji miało być ciasto (przepis wymyśliłam sama). Ciasto wyszło dość i wilgotne i dłuższą chwilę zastanawiałam się czy ono jest wilgotne czy po prostu upiekłam dorodny zakalec. Krem wydawał mi się zbyt kwaśny, gdy przekładałam tort byłam pewna ,ze się rozleci a już na końcu gdy już byłam mocno poirytowana doszłam do przekonania,że żadnych sensownych zdjęć nie uda mi się zrobić. Okazało się,że tort jest wilgotny, idealnie pasuje z kwaśnym kremem a zdjęcia oddają moją ogromną tęsknotę za wiosną. Tak więc po wielu niewiadomych mogę was zaprosić na tort szpinakowy. Tort jest bezglutenowy co nie ujmuje mu smaku. Polecam wam szczerze, idealnie wpasuje się w słodkie wielkanocne menu.






ciasto:

300 g świeżego szpinaku
3 jajka
150 ml oleju
1/2 szklanki cukru trzcinowego
1 1/2 szklanki mąki gryczanej
2 łyżki mąki ziemniaczanej
otarta skórka  z 1 cytryny
2 łyżeczki proszku do pieczenia


krem:

2 opakowania budyniu waniliowego (na 0,5 l mleka,na skrobi ziemniaczanej lub kukurydzianej)
100 ml soku z cytryny
400 ml mleka
3/4 szklanki cukru pudru
375 g mascarpone


Przygotuj tortownicę o średnicy 20 cm, dno oraz boki wyłóż papierem do pieczenia. Piekarnik nagrzej do 170 stopni (termoobieg). Szpinak zblenduj w blenderze kielichowym. Jajka wbij do miski, dodaj do nich cukier trzcinowy i ubij mikserem na puszystą masę. Wlej olej i dokładnie zmiksuj. Następnie przelej zmiksowany szpinak, dodaj obie mąki oraz skórkę cytrynową i proszek do pieczenia. Krótko zmiksuj do połączenia składników. Gotowe ciasto przelej do tortownicy, wyrównaj wierzch i wstaw do piekarnika. Piecz przez 60 minut. Gotowe ciasto wystudź i przekrój na 3 krążki.
Na mleku i soku z cytryny ugotuj budyń, wystudź go pod przykryciem,żeby uniknąć powstaniu kożucha. Zimny budyń zmiksuj z cukrem pudrem i mascarpone. Gotowym kremem przełóż tort. Wierzch i boki posmaruj kremem. Tort schładzaj w lodówce przez około 3 godziny, po tym czasie krem powinien odpowiednio stężeć. Wierzch możesz posypać okruchami ciasta (ja zrobiłam je ze ścinek z wierzchu ciasta).

2 komentarze:

  1. Ojej! mam nadzieję, że noga szybko przestanie boleć! A ciasto piękne i zdjęcia również :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noga już prawie nie boli :),dzięki za miłe słowa :)

      Usuń