Nie wiem jak wam ale mnie często się zdarza, że gdy mam mnóstwo rzeczy do zrobienia wszechświat (chyba) staje na głowie, żeby mi przeszkodzić. Tak właśnie było wczorajszego wieczoru, gdy znajdowałam się w środku pracy, wtedy to moja ładowarka od laptopa postanowiła zakończyć swój żywot. Niby nic, jest jeszcze przecież bateria ale moja akurat jest już na emeryturze. Nie będę cytować epitetów, które cisnęły mi się na usta. Przebolałam tą małą katastrofę, tym bardziej że przypomniałam sobie,że przecież mam gdzieś drugą ładowarkę. Tylko gdzie ona jest??? No właśnie... jeszcze niedawno miałam ją w rękach a teraz gdy jej pilnie potrzebowałam ,skubana skryła się gdzieś przed zasięgiem mojego wzroku. Przetrząsnęłam wszystkie możliwe miejsca gdzie mogła być lub też miałam w pamięci, że mogłam ją schować. Jak to zazwyczaj bywa gdy czegoś szukam, zostałam z niczym, ładowarka przepadła. Dziś rano podjęłam wyzwanie po raz drugi. Jeszcze raz przekopałam zawartości szafek, zero, nic, do trzech razy sztuka. Zajrzałam do szafki, w której mieszkają wszystkie domowe kable,ładowarki i inne "potrzebne" rzeczy. Na czubku kablowego wężowiska leżała sobie ładowarka. Uśmiechnęłam się do niej i pomyślałam, że tylko ja mogłam szukać jej w tych wszystkich "oczywistych" miejscach a nie zajrzałam do tego właściwego.
Dzięki temu, mogę zaprosić was na grzany cydr,który dziś wydaje się być jak najbardziej wskazany.
Słupek na moim termometrze wskazywał dziś niewiele ponad zero a po spacerze z Nuczysławą potrzebowałam czegoś na rozgrzewkę.
To świetna propozycja na zimowe ogniska, kuligi, czy jak namawia Nigella na ogrzanie gardeł przed kolędowaniem.
Przepis na cydr znajdziecie w jej książce "Nigella świątecznie" a przepis dołączam do akcji "Rozgrzewające napoje na jesień"