Lato u mojej babci pachniało owocami. W ogrodzie rósł okazały krzak agrestu, obok niego rozsiadał się co roku rozłożysty rabarbar, za trzema jabłonkami kusił malinowy chruśniak, a przy samym płocie rosły trzy krzaczki czerwonej porzeczki. Jako dziecko nie znosiłam jej kwaśnego smaku, łaskawie akceptowałam czerwona porzeczkę z kompocie gdy była połączona z wiśniami i rabarbarem. Nie tak dawno temu postanowiłam sprawdzić czy nadal tworzę z porzeczką nieudaną parę i dodałam ją do ciasta z budyniową pianką ---->klik .Ciasto zniknęło w rekordowym tempie, a ja zachęcona tym wspaniałym smakiem zrobiłam jeszcze konfiturę z czerwonej porzeczki. Ta także zniknęła szybko rozsmarowana na ciepłej jeszcze drożdżówce.
W tym roku nie mogłam się doczekać kiedy porzeczki pojawią się na targu. Dodałam je do kilku pysznych deserów,a jako pierwsze przedstawiam Wam jogurtowe babeczki z czerwoną porzeczką.
Zanim jednak zostawię Was z przepisem opowiem Wam jeszcze jak mój pies stał się najpopularniejszym hasiorem w Bieszczadach.
Ostatni post pisałam dla Was z Bystrego. Wybraliśmy się na weekendowy wypad i oczywiście postanowiliśmy zabrać ze sobą Angel aby poznała bieszczadzką przyrodę. Pierwszego dnia wybraliśmy się do Polańczyka na kajaki tzn. ja zostałam na kocyku z książką i Angel, i uprawiałyśmy chill out a reszta grupy zajęła się kajakowaniem. Wieczorem na tarasie naszego domku zrobiliśmy bbq, Angel padnięta po dniu pełnym nowych wrażeń drzemała przy moich nogach. W okolicach ósmej wieczorem podczas załatwiania potrzeb doczesnych wpadła w taką euforię, że kręcąc młynki dookoła domku postanowiła dać nura przez płot i poszukać przygody. Na nasze gwizdy i wołania nawet nie raczyła przekręcić ucha. Sforsowałam drut kolczasty w ogrodzeniu i wołałam ją na skraju lasu. Nie odważyłam się wejść w tą gęstwinę bo panowały tam egipskie ciemności. Czuwaliśmy długo i wołaliśmy na zmianę ale nasz hasior przepadł. Rano przygotowaliśmy ogłoszenia i w leżącym w bliskim sąsiedztwie ośrodku wydrukowaliśmy je. Zakleiliśmy wszystkie przystanki, sklepy i tablice ogłoszeniowe w promieniu 30 km od Bystrego. Odwiedziliśmy stadniny, rozpuściliśmy info wśród sąsiadów, poruszyliśmy media społecznościowe, bez większego skutku. W głowie kołatała się myśl, że lasy pełne są tu dzikich zwierząt, a także sideł zastawianych przez kłusowników. Wiedziałam też,że nasz hasior jest pięknym psem i ktoś, kto ją znajdzie niekoniecznie będzie mógł chcieć nam ją oddać.
W niedzielny poranek zaczynałam godzić się z tym,że będziemy musieli wrócić do domu sami... aż do telefonu, który poderwał nas przed południem. Oto przewodnik z ośrodka zabrał gości na spacer do Przełęczy Żebraka. Kogo spotkali po drodze??? Otóż przy drodze odpoczywała Angel. Przewodnik widział ogłoszenie przyklejone przez nas w ośrodku, toteż od razu poznał naszą gwiazdę, która bez większych oporów dała się złapać oraz nakarmić. Oczywiście na nasz widok zerwała się z dziką radością, zdaje się, że zdążyła zatęsknić.... czy uciekłaby po raz drugi??? Myślę, że TAK i to bez wahania. Hasiory już tak mają. Nasza przygoda na szczęście zakończyła się happy endem.
Zdążyliście zgłodnieć??? Zapraszam na babeczki :)