środa, 27 lipca 2016

Z zupełnie innej beczki- Sesja zdjęciowa do Poradnika Domowego




Na łamach bloga wspominałam już o sesji zdjęciowej, która miała miejsce na początku maja w Akademii Kulinarnej Whirlpool. Była to nagroda za zajęcie pierwszego miejsca i zdobycie tytułu Kulinarnego Blogera Roku. Konkurs organizowała ekipa gotujmy.pl. Dla mnie to było pierwsze tego typu doświadczenie, dodam że bardzo przyjemne. Marika Przepiórkowska i Ela Żołek zadbały aby atmosfera była swobodna, Iza Zborowska zrobiła mnóstwo zdjęć, Kamila Tokarska pokazała nam zaplecze sprzętowe w Akademii. Spędziłam wspaniałe 4 godziny przygotowując pyszny deser, na który przepis mogliście znaleźć w lipcowym numerze Poradnika Domowego. Dziś podzielę się z wami kilkoma fotografiami, zapraszam do oglądania :)









poniedziałek, 25 lipca 2016

Kruche z pianką i czerwoną porzeczką




W mojej kuchni wzrosła temperatura i powodem nie jest wcale powrót upałów. Wystarczyła jedna niewinna wyprawa na targ po malinki na nalewkę. Rzadko chodzę na targ, drażnią mnie tłumy i hałas, które są nieodłącznymi jego atutami. W ostatnią środę poświęciłam się, nastawiłam budzik i z samego rana pognałam po rzeczone maliny. A na targu dostałam oczopląsu, tyle warzyw i owoców, tyle kolorów... wróciłam do domu z kilkoma siatami. I tak powstały maliny w syropie do zimowej herbatki, dżem z czerwonej porzeczki, w słoju warzy się już nalewka. Moja kuchnia nabrała nowego wyrazu, stała się pełniejsza i przytulniejsza. Ostatnimi laty nie przykładałam się do domowych przetworów i miło było przypomnieć sobie jak kojąco potrafi działać pyrkająca w garnku konfitura.
Porzeczek kupiłam na tyle, że postanowiłam zrobić też ciasto. W ostatniego Sylwestra miałam okazję próbować kruchego ciasta z pianką i malinami. Przywiozła je koleżanka, ciężko było zatrzymać się na jednym kawałku. Postanowiłam zrobić takie samo ale jakoś tak zleciało... aż tu wpadły w me ręce czerwone porzeczki i aż prosiły żeby znaleźć się w takim cieście. Ciasto wyszło fenomenalne, zjadłam zdecydowanie za dużo ale to powinno jeszcze bardziej zachęcić was do jego zrobienia. Jako dziecko nie lubiłam czerwonej porzeczki, bo babcia zawsze mi zlecała obrywanie ich z krzaczka. Jak wiecie jest to dość żmudne zajęcie, tym bardziej że już na tym etapie obrywałam zielone gałązki. Nie powiem,że z jakąś wielką przyjemnością obrywałam je też do ciasta ale czas jaki na to poświęciłam wynagrodził mi smak ciasta. Porzeczki idealnie współgrają z budyniowa pianką i kruchym ciastem, to must try tego sezonu. Zapraszam na kawałeczek.




sobota, 16 lipca 2016

Powrót do klasyki- Blok czekoladowy





Nasze mamy i babcie żyły w czasach, gdy półki sklepowe nie zapewniały tak różnorodnych produktów, w których my teraz możemy przebierać do woli. W latach 80 w sklepach można było dostać tylko podstawowe produkty a ich też czasem brakowało. Cóż tu mówić, nasze mamy i babcie były mistrzyniami kreatywności. Dosłownie z niczego potrafiły wyczarować pyszny deser. Pamiętam ciasto z kisieli mojej mamy, domowe ptasie mleczko, deser z galaretek, szyszki a także blok czekoladowy. W czasach gdy czekolady nie było na sklepowych półkach, blok czekoladowy był prawdziwym rarytasem. Dział Powrót do klasyki zarósł już nieco pajęczyną, postanowiłam go odświeżyć właśnie przepisem na ten przysmak. Znam go wszyscy i zdecydowanie możemy go zaliczyć polskich klasyków deserowych. Moje podniebienie jednorazowo nie jest w stanie przyjąć więcej niż dwa kawałki ale znam kilku łakomczuchów, którzy są w stanie pobić mój wynik :)
Deser nie wymaga pieczenia, do jego produkcji możecie użyć margaryny zamiast masła, choć ja osobiście polecam masło. Herbatniki warto dodać przy mieszaniu, ja poczekałam do momentu gdy masę miałam w foremce i wbicie herbatników w masę przysporzyło mi nieco kłopotu. Poza tym wykonanie jest bajecznie łatwe. Zapraszam na blok czekoladowy


Lato smakuje owocami- Orkiszowe muffinki z agrestem i czerwoną porzeczką






Dość mocno się ochłodziło, szczerze mówiąc nie nadążam za zmianami aury. Przez ostatnie dwa tygodnie pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie, raz jest upalnie, chwilę później ciemne chmury i porywisty wiatr pozostawiają po upale tylko wspomnienie. Ciężko jest mi funkcjonować gdy pogoda w ciągu dnia potrafi się zmienić nawet kilka razy. Na zmianę jestem ospała i rozdrażniona. Dajmy na to dwa dni temu wybrałam się do stadniny. Po szybkich zabiegach przygotowawczych dosiadłam swojego rumaka i powędrowałyśmy na pastwisko, na wzgórzu. Na niebie tego popołudnia można było zaobserwować całą paletę kolorów, od bieli pierzastych chmurek po ciemny granat chmur zwiastujących deszcz. W przypływie optymizmu stwierdziłam,że deszczu nie będzie. Jakież było moje zdziwienie gdy deszcz jednak zaczął padać ale był na tyle delikatny i ciepły,że postanowiłam nie przerywać jazdy. Ba, zdecydowałam skierować się na szczyt wzgórza. Wymagało to ode mnie nieco gimnastyki, bo pastwiska są oddzielone płotem z żerdzi. Zeszłam więc, otworzyłam żerdź, przeprowadziłam Arabellę, zamknęłam żerdź i wsiadłam. Nie uszłyśmy daleko gdy zaczęło lać jak z cebra. Przez chwilę nie dawałam za wygraną i dalej parłyśmy do przodu ale po kilku minutach zrobiło się na tyle poważnie, że doszłam do wniosku, że dalsza jazda nie ma najmniejszego sensu. Zawróciłam więc Arabellę i stosując poprzedni schemat przedostałyśmy się na dolne pastwisko. Nie zdążyłyśmy pokonać połowy dystansu do stajni gdy deszcz przestał padać a zza chmur nieśmiało wyjrzało słońce. Nie będę ukrywać, dosłownie się we mnie zagotowało i na tyle obraziła się na pogodę,że rozsiodłałam Arabellę i wypuściłam ją na łąkę.... do końca tego dnia świeciło już słońce.
Na szczęście w domu czekały na mnie pyszne muffiny. Na osłodę i pociechę po nieudanych wojażach. Muffinki przygotowałam na mące orkiszowej, dodałam do nich agrest i czerwoną porzeczkę a wierzch posypałam gryczaną kruszonkę. Dosłownie odrobinę je przypudrowałam cukrem,zaparzyłam herbatę i oddałam się uciechom podniebienia. Muffinki wyszły mięciutkie, agrest i porzeczki dodały im kwaskowego smaczku. To pozycja must try, te muffinki smakowały jak lato.
Przepis dodaję do akcji Letnie owoce na Durszlaku.


środa, 6 lipca 2016

Smak babcinych wypieków, domowe ucierane ciasto z morelami i jagódkami




Według mojej babci, żadna szanująca się gospodyni domu nie kupi gotowych ciastek do popołudniowej herbaty. Ciasto do herbaty musi być upieczone w domu, może być najprostsze ale zrobione rękami gospodyni. Nawet podczas letnich upałów piec w naszej kuchni pracował na pełny etat. W dni powszednie babcia serwowała proste babki, biszkopty i ciasta ucierane, na niedzielę w bratrurze wyrastały bardziej wykwintne wypieki. Ciasto, które dziś wam proponuję to jedno z najprostszych i najsmaczniejszych wypieków mojej babci. Ciasto ucierane na domowym maśle i jajkach, z morelami z domowego ogródka. Ciasto pięknie wyrasta, jest mięciutkie i bardzo smaczne. Wracają wspomnienia wakacyjnych, letnich dni, kiedy całe dnie bawiliśmy się w chowanego i podchody, gdy po obiedzie czekał na nas talerz babcinego ciasta. Zbieraliśmy wiśnie na kompot, zjadaliśmy maliny prosto z krzaczka,ganialiśmy kury na podwórku i dokarmiali mleczem króliki. Nie mieliśmy wymyślnych zabawek, komórek, laptopów a mimo tego bawiliśmy się najlepiej na świecie. Za telefon służyły nam drzewa, na które wspinaliśmy się aby nawoływać się nawzajem a na umówione spotkania każdy przychodził, jeśli się spóźnił, musiał szukać całej bandy w polach. 
Ciasto przywróciło smaki i wspomnienia dzieciństwa, wspomnienie kuchni mojej babci, której już z nami nie ma. Dzięki jej przepisom mogę wspominać beztroskie dzieciństwo, kiedy to największym problemem było rozbite kolano lub kapeć w oponie roweru ;)
Ciasto świetnie się sprawdza jako spód do sernika, pasują do niego wszystkie owoce, koniecznie upieczcie to ciasto, to gwarancja pysznego deseru.



Five o'clock po godzinach- Czerwiec




#1 Cisza,ja i czas #2 Moja oko pyta kto to? #3 Pobudka #4 Runmageddon classic, dałam radę :)
 #5 Inauguracja sezonu na ice-coffee #6 Gościniec husarski #7 Niezły kasztan #8 Mamba, strażniczka ciasta #9 Poradnik domowy i ja #10 Rudziszon #11 Sobotnie leniwce #12 Ihaaa